Ośmiu ich było. Ośmiu najwiękrzych twardzieli na jeziorze, a może ośmiu najwiękrzych szaleńców, bo szaleństwa trzeba, by samotnie mieżyć się w żeglarskim zmaganiu z wiatrem, wodą i własną słabością.

      Oni podjeli tę walkę i wygrali. Staneli na starcie REGAT SAMOTNIKÓW, sześciu na OMEGACH i aż dwóch na kabinach. I ruszyli i ścigali się, a Posejdon z Eolem (bogiem wiatrów) nie myśleli traktować ICH łagodnie. Jak zwykle zmienne warunki (to wiatr to znów flauta, to fale, to szklanka), a Oni walczyli, walczyli przez całe cztery wyścigi. Padali i podnosili się (Maciej – i to dwa razy), raz w czołówce raz na końcu, byle prędzej do mety. A na mecie – dwie łajby z tą samą ilością punktów – ale wygrywa POL70, bo wygrał ostatni bieg.

      Drugi MARS ze Sławy a trzeci Grzesiek Steciąg na ALCE. Kabiny jak zwykle: zaszczytne przedostatnie miejsce – niezawodny Jurek Lisiewicz, a na drugim miejscu Roman Burdajewicz. Najbardziej szczęśliwym był chyba nasz prezes, mimo choroby musiał sędziować i tak go ta fucha wciągneła, że biegał jak nastolatek i wyglądał na całkiem szczęśliwego.  Ośmiu ich było, herosów na miarę czasu. Cienizny niech siedzą doma. Ośmiu…..